Tag Archives: polskie źródła genealogiczne

Parish records – a gold mine of knowledge hidden in plain sight.

Parish records – a register of births, marriages and deaths. Very useful, but providing a bare minimum of information. I used to wonder how I learn more about my ancestors’ lives. How do I go beyond the date and name? I thought that I don’t have enough sources to fill up gaps between born-married-had children-died scenario. And then I discovered a source that I was already using had this depth of easily overlooked knowledge. This post is about my guilty pleasure:)

Kleczanów parish records - akt zgonu - F Stępień 1936

an example of death record – Franciszek Stępień 1936

Back in the early years of my genealogical research, I was slightly obsessed with going back in time as fast as possible.   You can just imagine that it was causing problems. Now when I am older and wiser, I like reading parish registers for fun! I can just see you cringing or looking blankly thinking “Crazy”. Well, not as crazy as it might seem at first. I don’t read random books from a random parish (although I can see benefits of that). What I mean is reading not just entries relating to my ancestors. It all started from a stubborn need of finding my 2nd great grandmother entry of death.

I found:

  • her and my 2nd great grandfather marriage entry;
  • entries of their children birth;
  • my 2nd great grandfather’s death entry – quite young.

But I could not find her death although her son’s marriage entry gave information that his parents were dead. I thought “I am going to find you” no matter what! I started reading every entry in the parish register dated between her husband dying and her son’s marriage. I know that the information in the marriage record of parents being deceased could have been a lie for whatever reason, but I was leaving this option for later.

I read through 3 years worth of data, and I surely found her! She remarried under her maiden name! Knowing about the marriage, it was easy to find the death entry. I was able to finally put all the pieces together, but there was an unexpected bonus of being stubborn. I learned that my 3rd great grandfather from a different branch of my family tree was a village chief.

Most of the descriptive Polish records has witnesses of any vital event noted. Sometimes those witnesses are random neighbours, sometimes family members and sometimes village officials.  There is more to records that just dates and names. I can find a lot of useful information about my ancestors’ lives when I read entries from a few years. Sometimes I can say who was a village official at a certain time, who was close to whom, or what was the name of a blacksmith or a midwife.  I know this because if a child was born illegitimate or to an absent father (for example dead before the birth or in an army what is an interesting fact per se) the birth was recorded by a midwife. So I know the names of midwives working in villages where my ancestors lived!

All this because I like reading old parish registers like a documentary book. There is so much more in there than just names and dates. All you have to do is just pay attention and don’t rush through indexes. Take your time, immerse yourself into this long lost world.

Cudze chwalicie swego nie znacie!

Cudze chwalicie swego nie znacie! Jak na nowo odkryłam znaczenie tego powiedzenia:

Zawsze uważałam, że jako osoba o polskich korzeniach byłam poszkodowana, bo szczególnie mieszkając za granicą, ciężko jest chodzić do urzędów i szperać w archiwach. Ostatnie tygodnie przekonały mnie, że byłam w błędzie. Owszem wybranie się do archiwum nie jest wcale łatwiejsze, chociaż coraz więcej materiałów pojawia się w internacie. Zmieniłam zdanie, dlatego, że zaczęłam przeszukiwać archiwa irlandzkie. Tak, większość potrzebnych rzeczy można znaleźć nie ruszając się z domu. Tylko, co z tego?

Długo i namiętnie szukałam aktu małżeństwa moich pradziadków Anastazji Bulira z d. Stępień i Jana Siudaka. Wiedziałam, że pobrali się gdzieś między śmiercią pierwszego męża prababci Pawła Buliry pod koniec 1918 roku, a narodzinami mojej ciotecznej babki Marianny Siudak w roku 1922, z bardzo dużym prawdopodobieństwem, w parafii Kleczanów skąd oboje pochodzili. Oczywiście żeby nie było zbyt łatwo akta parafialne po roku 1909 są dosyć wybiórcze i księgi małżeństw w przykościelnym archiwum nie ma. W końcu znalazłam potrzebny akt w Urzędzie Stanu Cywilnego. Tak jak myślałam pobrali się w październiku 1921 roku, czyli niemal dokładnie na rok przed urodzinami najstarszej córki. Zapisano, że Jan Siudak urodził się i mieszkał w parafii Kleczanów, był synem Piotra i Anny z Marców małżonków Siudaków, że jego rodzice już nie żyli, i że miał 26 lat. O Anastazji zanotowano, że miała lat 28, była wdową, mieszkała w Święcicy, córka Franciszka i Anny z Bilów. Wymieniono, kiedy odczytane były zapowiedzi, że nie zawarto umowy przedślubnej, kto udzielił sakramentu i jak nazywali się świadkowie. A na marginesie jakaś dobra dusza dopisała nawet, kiedy i gdzie prababcia zmarła!

Dla porównania:

Oficjalny akt ślubu zawartego w County Londonderry w listopadzie roku 1927 podaje imiona i nazwiska nowożeńców, ich stan cywilny, w ramach wieku wpisano “pełnoletni” (w tym okresie w Irlandii może to oznaczać wszystko od 21 do 101 lat), miejsce zamieszkania w chwili zawarcia małżeństwa, (ale nie miejsce urodzenia) imiona i nazwiska ojców, (ale nie matek), jako bonus dodane jest jeszcze, czym zajmowali się państwo młodzi i czym zajmowali się ich ojcowie. Zdegustowana brakiem dodatkowych informacji, które pozwoliłyby mi odszukać właściwy akt urodzenia pomyślałam “trzeba poszukać rejestru kościelnego mam datę i miejsce, nie będzie większych trudności”. Acha, jasne! Owszem dowolny rejestr kościelny w formie zdjęcia bez indeksu można do woli oglądać bezpłatnie, ale informacji jest tam jeszcze mniej. Nie tylko nie wpisywano jak nazywała się matka nowożeńca, ale nawet informacji o ojcu nie uświadczy. Notowano tylko imiona i nazwiska nowożeńców, czasami miejsce zamieszkania, przeważnie imiona i nazwiska świadków.

Nie mogę powiedzieć, bardzo przyjemnie jest znaleźć akt bez konieczności odejścia od biurka. Ale jeśli chodzi o użyteczność takiego aktu to zupełnie nie ma porównania!  Nawet mając akt małżeństwa, odszukanie aktu urodzenia bez imienia i nazwiska matki, miejsca urodzenia dziecka i szacunkowego roku urodzenia graniczy niemalże z cudem. W moim przypadku szukam Brigid McKenna córki Jamesa McKenna zupełnie jakbym szukała Anny Nowak córki Jana!  Nic dziennego, że i ja, tak samo jak całe hordy genealogów poszukujących  przodków w Irlandii jestem głęboko  sfrustrowana i przychodzą mi do głowy bardzo nieładne epitety.

Dlatego od dzisiaj będę bardziej doceniać trud i mozół polskich księży zapisujących panieńskie nazwiska matek, miejsca urodzenia nowo zaślubionych i inne bezcenne dzisiaj informacje.  Od razu idę zmówić zdrowasiek za spokój ich dusz!

Cudze chwalicie swego nie znacie!